#31 Moja pierwsza samodzielna, studyjna sesja…

renata-28.jpg

Wiecie, że fotografia ma różne gatunki i to jest piękne, bo można próbować swoich sił na różnych płaszczyznach i odnaleźć te, które sprawiają nam najwięcej frajdy…

Uwielbiam obcować z naturą. Wychodzić wcześnie rano jak jest jeszcze ciemno, jak wszystko budzi się do życia. Lubię czasami siedzieć i patrzeć. Zapominam wtedy, że mam aparat ze sobą. Minuty jakby zatrzymują się. W ogóle nie płyną. Niestety w rzeczywistości tak nie jest. Wiele razy wschód słońca mi przeleciał przed oczami i zarejestrowałem go tylko w mojej głowie. To jest przykład emocji, które udzielają mi się w chwili fotografii plenerowej lub krajobrazowej, jak kto woli.

Fotografia ma w sobie wiele płaszczyzn, że nie byłbym sobą, gdybym nie spróbował sił w innej. Fascynują mnie ludzie, ich złożoność, mimika, czasami delikatny prawie niezauważalny grymas na twarzy, emocje te pozytywne jak i negatywne, przemyślenia, które są zauważalne jakby wyrysowane na twarzy to wszystko powoduje, że fotografia ludzi, portretowa itp. ma w sobie cos niesamowitego, co mnie mega interesuje. Każde zdjęcie różni się od siebie. Każda fota ma w sobie swoistą energię. Każdy kadr jest jedyny i niepowtarzalny. Oczywiście fotografia ludzi mieści w sobie znów kilka gatunków. Można fotografować dzieci, które moim zdaniem chyba są najbardziej ambitnym zadaniem dla fotografa. Nie dość, że czasami - no prawie zawsze - dzieci chodzą swoimi ścieżkami i trzeba być niezwykle cierpliwym, aby uchwycić to jedno świetne ujęcie, to jeszcze najlepsze foty robi się z poziomu oczu dziecka, więc im niższe dziecko tym dla mnie trudniej hahaha. Istnieje fotografia typowo portretowa, sensual, glamur, boudoir, akt czy wiele innych. Jedno jest pewne - jest tyle w niej przestrzeni, że można coś ciekawego dla siebie znaleźć.

Dzisiaj chciałbym Was zabrać ze sobą do studia, gdzie pierwszy raz robiłem zdjęcia kobiecie, która brała udział w niejednej sesji. Organizowała wiele różnych tematycznych warsztatów fotograficznych, na których czasami bywam. Przygotowywała do pracy wiele modelek, więc w tym zakresie miała więcej doświadczenia niż ja. Na pierwszy raz jest to niezwykle cenne, bo to była dla mnie nowa przestrzeń i dopiero uczyłem się tego typu fotografii, dlatego fajnie jest, jak ktoś ma choć trochę więcej obycia niż początkujący fotograf.

Szykując się do sesji wymieniłem z Renatą kilak zdań. Określiliśmy sobie na podstawie znalezionych i przejrzanych przykładowych fotografii, zakres w jakim będziemy się poruszać. Muszę przyznać, że troszkę się denerwowałem, bo nie wiedziałem czego mogę się spodziewać, tzn. z jakiego typu problemami mogę się zderzyć. Byłem pewien, że po stronie mojej modelki będzie wszystko ok, ale nie wiedziałem jak będzie ze światłem, czy znajdę odpowiednie ustawienie i dopasuję moc lamp tak, aby jak najlepiej oddać emocje i rysy modelki. Oczywiście jakiś zamysł był, ale to była tylko teoria, bo w praktyce nic mi się nie sprawdziło. Pracowałem już na świetle błyskowym, ale to były zazwyczaj warsztaty i studio było przygotowane odpowiednio szybciej. Teraz sam musiałem o wszystko zadbać.

Na początku było tak dosyć dziwnie. Ja w nowej roli. Bezpośredni kontakt z człowiekiem, którego w sumie musisz poprowadzić do tego, aby pokazał to, na czym najbardziej Tobie zależy. Czuć było lekkie podenerwowanie w powietrzu. Na domiar złego spaliły się dwie żarówki w lampach. Nie znam nazw, ale te które świecą lekkim światłem oświetlając daną scenę. To chyba jest światło modelujące, ale nie chcę tutaj przekłamać kogokolwiek, bo mówiąc szczerze nie mam pojęcia jak to się nazywa. Drugim kłopocikiem to chyba mój błąd techniczny, ale w sumie nie wiem czemu, bo pracowałem na różnych lampach i na podobnych ustawieniach nie miałem tego problemu. Mówię tutaj o czarnym odcięciu z jednej strony pojawiające się na zdjęciu. Z tym jakoś sobie poradziłem, ale brak tego światła powodował, że nie byłem w stanie wyostrzyć każdego zdjęcia, mało tego - przeglądając na szybko fotki na LCD byłem przekonany, że większość jest ok. Niestety na kompie widać, że nie jest.

Poza tymi problemami, które napotkałem na samym początku, reszta poszła prawie z górki. Wspominałem na samym początku o tym, że nie wiem jak będzie z ustawieniem lamp i ich mocą. I tak było. Ciężko mi było ustawić je tak, aby oświetliły i doświetliły mi to, co chciałem. To, co było dla mnie ważne. Na pewno by się przydało to światło modelujące, którego nie miałem, bo ono powoduje, że fotograf wie, jak będą załamywać się cienie. Poza tym nie wiem jak to jest, ale zawsze widzę dużo więcej jak już wrzucę foty do kompa i jestem sam na sam z daną fotografią, wtedy widzę wszystko. Swoje błędy, złe kadry, cienie tam, gdzie ich nie powinno być, źle ułożona ręka, zła perspektywa. Na sesji wszystko wydawało mi się, że robię poprawnie. Byłem świadomy, że będą błędy, ale że aż tyle hmmmm.

Nasza sesja trwała bardzo długo, bo blisko trzy godziny. Zrobiłem mega dużo zdjęć. Generalnie to jest mój problem. Za dużo ich robię, ale w sumie jak mam się martwić, że jednego mi brakło, tego wyjątkowego mmhmmm to wiecie, wolę mieć o sto więcej i je skasować, niż o jedno za mało. W tym przypadku było tak samo. Miałem co oglądać w domu, bo mając taki materiał, trzeba go przejrzeć i wybrać te najlepsze, a później z tych najlepszych jeszcze lepsze. Tutaj muszę wspomnieć o jednej rzeczy. Kiedyś już Wam o tym mówiłem. Mianowicie o robieniu kopii zapasowych swoich zbiorów. Przynajmniej trzech kopii. Ja niestety nie wiem, czemu z tej sesji zrobiłem tylko jedną. Przegrałem foty od razu na zewnętrzy dysk, który mi padł. Oprócz tej sesji straciłem Bieszczady i inne ciekawe i bardzo wyjątkowe dla mnie obrazy. Jak wiecie z poprzednich wpisów Bieszczady mam, to i tę sesję odzyskałem, ale nie z tego dysku. Nie wiem dlaczego, ale chyba pierwszy raz w życiu po przegraniu zdjęć z karty, nie sformatowałem jej i tylko dzięki temu odzyskałem Bieszczady i sesję z Renatą. To było szczęście w nieszczęściu. Wiecie, sesję można powtórzyć, w Bieszczady się wybrać, ale tych niepowtarzalnych ujęć, niekoniecznie perfekcyjnych, już nie da się zrobić jeszcze raz. One już się wydarzyły, już są przeszłością, każda następna fota jest kolejną historią, więc ogromnie się ucieszyłem, że przez przypadek je odnalazłem.

Wracając do sesji. Początki na każdej pod kątem jakości zdjęć wyglądają chyba tak samo. Foty do momentu rozluźnienia atmosfery są takie nijakie. Jestem przekonany, że każdy kto robił jakąkolwiek sesję portretową może przyznać mi w tym momencie rację. Z biegiem czasu i ilości cykniętych obrazów, przychodzi swoista naturalność, pewna śmiałość. Nie wiem jak to dokładnie nazwać, ale współpraca nabiera takiego innego charakteru. Zamysł fotografa jest odczytywany przez modelkę i z łatwością można uchwycić to na zdjęciach. Oczywiście fajnie jest posilić się przykładami fotografii, gdzie można dokładnie pokazać modelce, o jakie emocje chodzi na danym obrazie. Ułożenie ciała również nie stanowi większego problemu, gdyż modelka czuje się pewniej i zaczyna po prostu pozować zgodnie z oczekiwaniami fotografa.

Muszę przyznać, że pierwsza moja sesja i praca nad obrazami z Renatą przyniosła mi wiele satysfakcji. Pokazała mi moje braki, niedociągnięcia. Zwróciła mi uwagę na szybką korektę odpowiedniej sceny, jak i również spojrzenia pod innym kątem na detale, które okazują się w całym charakterze danego obrazu niezwykle istotne. Cieszę się, że mogłem spróbować swoich sił w tej przestrzeni, bo było to fajne przeżycie, a dzięki temu poszerzyłem swoje niezwykle cenne doświadczenie i poniekąd umiejętności.

Już za trzy tygodnie kolejny wpis.

Do następnego...

M.W.

close
Zaloguj Zarejestruj
close
vertical_align_top