#19 Wioska Miccosukee, rejs statkiem...

rejs-7.jpg

Trzymając aligatora, czy odwiedzając różne wyspy karaibskie od czasu do czasu coś strzeliłem…

Wioska indiańska była jedną z atrakcji turystycznych na jaką namówił nas znajomy, który był związany osobiście z tym miejscem. Szczep Miccosukee od lat był wychowywany w wiosce, gdzie życie z aligatorami było na porządku dziennym. Generalnie aligatory to nieodzowna część Miami i okolic. Tego gada, kiedy jest pora wyjątkowo sucha, można spotkać w przydrożnych rowach. Wracając do Indian, oni od najmłodszych lat żyją z aligatorami. Tak jak my żyjemy z psem lub kotem, to aligator u nich jest takim domowym zwierzątkiem. To oczywiście żart, ale takie życie prowadzili kiedyś Indianie. Głównym ich pożywieniem był oczywiście aligator. Wiele rzeczy z niego było robione i tak prawdę mówiąc bez niego ciężko było by przeżyć w tamtych czasach. Ludzie z pokolenia na pokolenie uczyli się jak postępować z tym niebezpiecznym gadem. Jak dzięki niemu przeżyć.

Kolejnym naszym przystankiem był statek. Rejs wycieczkowy zawsze był moim marzeniem. Szybko jednak się przekonałem, że takim nieprzyjemnym. Choroba morska, bo to o niej mowa to niesamowite uczucie. Potrafi człowieka zniszczyć w kilka sekund i trzymać mega długo. Oczywiście są leki, ale zanim zaczną działać to trochę człowiek przeżyje. Ja miałem to szczęście, że zdążyłem do swojego pokoju czy może kajuty, zanim mój żołądek zdążył postanowić wyrzucić z siebie całą zawartość. Z każdą godziną było coraz lepiej. Jak byście zobaczyli moją minę jak przeżywałem nienajlepsze chwile mojego życia, mając świadomość, że miałem tam jeszcze być siedem dni…

Jak już wróciłem do normalności, to moje marzenie nabierało kolorytu. Pływaliśmy po wyspach karaibskich. Moje wyobrażenie na ich temat było oparte tylko o bajeczne fotografie. Fakt plaże i woda są nieziemskie, ale jest też normalne życie, które nie wygląda ciekawie. Wszystkie wyspy, na których byliśmy pozostawiają wiele do życzenia. Jest niestety biednie i to widać na każdym kroku. Ludzie żyją tu tylko z turystów, więc jeśli zostawią dużo pieniędzy to i można zainwestować w infrastrukturę. Wróćmy do przyjemniejszej części wycieczki. Porty i plaże naprawdę robią wrażenie. Oczywiście te mało uczęszczane, bo na każdej wyspie jest plaża, na którą tubylcy wywożą wszystkich turystów z różnych statków. Taka plaża wygląda jak typowe turystyczne miejsce nad polskim morzem. Człowiek na człowieku tylko parawanów brakuje. Jak ktoś lubi taki ścisk to zostaje i cieszy się lazurową wodą. My jednak wolimy ustronniejsze miejsca. Za kilka dolarów dopłaty nasz kierowca zawiózł nas w pięknie położoną na uboczu, z dala od ludzi plażę. Woda przepiękna. Można było wypoczywać. Niestety padło mi gopro i niewiele fotek mi zostało.

Na każdej wyspie było coś ciekawego do obejrzenia, ale najmilszym uczuciem, pomijając chorobę morską, było wieczorne siedzenie na tarasie przy piwku i gapienie się na tą przestrzeń, która poza wodą nie pokazywała nic. Czasami gdzieś w oddali płynął jakiś statek, ale poza nimi niczego innego nie było.

Do następnego...

Pozdrawiam M.W.

close
Zaloguj Zarejestruj
close
vertical_align_top